W OBRONIE WOLI BOŻEJ

                                                                                                             Na podst. J 18, 33b–37

Dziś bardziej niż kiedykolwiek musimy stawać za prawdą. Potrzebujemy Bożej prawdy na temat sensu i celu naszego życia, naszej tożsamości, tego, w którą stronę idzie kultura masowa, i każdej sytuacji, w której się znajdziemy. I mamy wszystko, co w tym temacie jest nam potrzebne. Mamy Ducha Świętego – Ducha Prawdy, który obiecuje nas prowadzić. Mamy Pana Jezusa – Prawdę objawioną. Mamy Słowo Boże – nasz drogowskaz do prawdy. Korzystajmy z tego! Nie ma lepszej drogi!

GŁOS PRAWDY

Dzisiejsza ewangelia nasuwa następujące pytania: czym jest dla mnie prawda i gdzie jej szukać? Można by odpowiedzieć, że prawda jest zgodnością wydarzeń(słów) z rzeczywistością, ale…no właśnie. Przecież jest takie powiedzenie: «Każdy ma swoją prawdę». Kłamstwo, „fake news”- to tematy będące w ostatnich latach na fali. W coraz bardziej polaryzujących się społeczeństwach frakcje polityczne obwiniają się nawzajem, że kłamią i rozpowszechniają fake newsy, a wtórują im w internecie ich poplecznicy… A więc jak odróżnić prawdę od kłamstwa?

Ciężki to niezwykle temat. Nie będę go tu poruszał w aż tak dogłębnym stopniu, wielu mądrzejszych ode mnie mędrców poświęciło swe życia, próbując rozwikłać tę zagadkę. Skupmy się jednak na czymś, co współcześnie sprawia, że nie mamy siły i odwagi choćby zacząć o tym myśleć – na relatywizmie. To właśnie go wskazują wielcy myśliciele – w tym Benedykt XVI – jako jedną z głównych przyczyn postępującego kryzysu kulturowego na świecie.

Czym ów relatywizm jest? Otóż, mówiąc bardzo krótko: dyktaturze relatywizmu ulegamy wtedy, gdy stwierdzamy, że nie ma sensu dążyć do jednej Prawdy, gdyż każdy może mieć swoją indywidualną „prawdę”. Jakkolwiek to nie zabrzmi, kiedyś potrafiliśmy się chociaż spierać o to, czyja postawa bliższa jest obiektywnej Prawdy. Współcześnie coraz częściej rezygnujemy jednak z trwania we własnych postanowieniach, spójnych z własnymi przekonaniami, ponieważ społeczeństwo – zwłaszcza zaś „kultura” – każe nam sądzić, że nie warto podejmować dyskusji, skoro każdy może mieć rację – swoją rację. Przecież skoro każdy może mieć trochę racji…

Takie podejście jest jednak bardzo niebezpieczne. Owszem, częściową rację można mieć nawet wychodząc ze złych pobudek, niejako przez przypadek. W kształtowaniu społeczeństwa i dokonywaniu wyborów–również indywidualnych–zależy nam jednak na wychodzeniu od pobudek słusznych.

Nikt nie jest w stanie żyć bez wyższych wartości. Wiele osób sobie tego nie uświadamia, jednak każdy kierowany jest jakąś formą transcendencji. Każdy ma potrzebę kontaktu z Istotą Wyższą. Spójrzmy choćby na współczesną pseudokulturę zachodnią. Odrzuciwszy już niemal w całości Boga, znalazła sobie inne bożki—przyroda bowiem nie znosi pustki. Ludzie–często nieświadomie–starają się więc postawić na piedestale coś innego, najlepiej coś, co da się kontrolować, użyć dla własnej korzyści. Intuicyjnie nasuwa się tu pieniądz – to jest niestety oczywiste. Jeszcze większym zagrożeniem są jednak wszelkiego rodzaju „-izmy”: multikulturalizm, rasizm, faszyzm, komunizm i najnowszy – ekologizm. Żeby było jasne: uważam, że skala zaniedbań (również w Kościele katolickim), jakie sprawiają, że sami niszczymy swój świat, jest wprost przerażająca. Niemniej, nie da się ukryć, iż ochrona środowiska wykorzystywana jest często instrumentalnie(«zielony „ład”»). Postawiwszy ją w centrum zainteresowań i dążeń—kształtujemy jej współczesnych kapłanów, powoli i stopniowo stając się jej wyznawcami.

Oczywiście, zrozumiałą jest rzeczą, że jeśli człowieka postawimy na pierwszym miejscu wobec wszystkiego, co istnieje i jeśli jest on autonomicznym arbitrem we wszystkich sprawach, to chce mieć też i swoją własną prawdę, dostosowaną do swoich umiejętności i potrzeb. Ale tych ludzi jest jednak ponad osiem miliardów i jeśli każdy ma mieć swoją prawdę, to… mamy to, co mamy. A przecież człowiek jest niedoskonały i jeśli nawet stanowi prawo, które chce bronić jakiejś prawdy–nawet obiektywnej–to prawo to jest najczęściej też niedoskonałe i pozostawia miejsce do rozmaitej interpretacji—według prawdy, jaką wyznaje grupa ludzi albo też indywidualny człowiek. Przykładem(negatywnym) jest «problem» aborcji czy eutanazji…

Zauważmy jednak fundamentalny i rewolucyjny wniosek – Prawda jest tylko jedna i jako katolicy jesteśmy bardzo blisko Niej! Wykorzystajmy to więc—działajmy ze światem dla świata(bliźnich). Wykorzystajmy fakt, że mamy po swojej stronie Prawdę(Boga). Nie walczmy z jej częściami – choćby koniecznością ochrony świata, w którym żyjemy. Akceptacja w oczach świata nie może być naszym wyznacznikiem. Może być ona produktem ubocznym naszej wierności Stwórcy—ale przecież nie jesteśmy święci. Jednakże, gdy tylko zaczniemy wykorzystywać nasz atut–życie zgodne z wolą Bożą–możemy być przykładem(świadectwem) dla bliźnich. Wielu świętych(obecnie kanonizowanych) nie spotkało się z akceptacją swojego postępowania w czasach im współczesnych(męczennicy) ale prędzej czy później Prawda o ich życiu wychodzi na jaw… To niezrozumienie wynikało i często jeszcze wynika z braku możliwości lub z niechęci poznania jedynej prawdy(Boga).

Jezus–stojąc przed Piłatem i jego osądem–nie potrzebował «adwokata», który by Go bronił w sposób racjonalny, czyli ludzki. Mógł oczywiście „wybronić się” sam. Przecież nic złego nie robił: nauczał, uzdrawiał, karmił itp. Jednak żydów najbardziej rozwścieczyło to, iż nazwał się Synem Bożym(królem). Nie mogli znieść tej Prawdy—mimo, że została im objawiona i to w sposób namacalny. Dlatego prawda jest często bolesna. Lecz Zbawiciel nie unika cierpienia i Krzyża, ponieważ nie potrzebuje «adwokatów diabła» i chce zaświadczyć o Prawdzie, spełniając wolę Ojca.

Walka o Prawdę się nie opłaca? Liczy się człowiek a nie Bóg? Muszę mieć co jeść, w co się ubrać! Tymczasem przed Bogiem staniemy „nadzy” i nasza dusza(a nie ciało) będzie rozliczana na Sądzie Ostatecznym✝️

Obecnie przydaliby się ludzie dobrej woli, którzy mieliby chęć i cierpliwość spokojnie–bez zbędnych emocji–doprowadzić w zdrowej dyskusji do możliwie najbliższego zbliżenia stanowisk. Ile ludzi mogłoby sobie pojechać na wypoczynek—zamiast szarpać nerwy w hałaśliwych manifestacjach w obronie niesłusznie oskarżanych!? A obrona Jezusa? Kiedy ostatni raz dobrze o Nim mówiłem wobec tych, którzy Go atakowali? A może jestem jak Piłat i bardziej sobie cenię dobre stosunki ze zwierzchnikami(partią polityczną) niż prawdę? Wolę się nie narażać i siedzę cicho, gdy inni są fałszywie oskarżani? Czy jestem bardziej podobny do „królów tego świata, którzy dają odczuć swoją władzę”[Mt 20, 25]—czy do Jezusa, który chce służyć i wydać swoje życie za braci?

Jeśli naprawdę masz odwagę stać przy fałszywym stanowisku—zapraszam do dyskusji, chętnie zrozumiem, jak można nie dostrzegać Prawdy, będąc tak blisko Niej. Pamiętajmy – zostaliśmy posłani by świadczyć o Prawdzie i żywej obecności Jezusa Chrystusa❣️

 

 


Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *